ERASMUS+

Mój Erasmus na Islandii: Háskolinn í Reykjavík

Witajcie!

Dzisiaj będzie rzeczowo, bo porozmawiamy o mojej erasmusowej wymianie w 2017 roku, czyli semestrze na Uniwersytecie w Reykjaviku. Uniwersytet jest prywatny, na szczęście dzięki umowie o mobilności nauka nic mnie nie kosztowała, niestety z własnej kieszeni musiałam opłacić każdy poprawkowy egzamin (dodatkowe podejście kosztowało około 100 euro). Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że wyjechałam na trzecim semestrze studiów licencjackich, moją uczelnią macierzystą był Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu, a HR był wtedy jedyną islandzką uczelnią, z którą mój Uniwersytet miał podpisaną umowę.

Post oryginalnie powstał w styczniu 2018 roku, czyli tuż po moim powrocie z wymiany. Byłam wtedy podekscytowana innym, świeższym podejściem do nauczania, nowym otoczeniem i rozwiązaniami. Wiele rzeczy na mojej uczelni od tego czasu uległo poprawie, ale pomimo to chciałabym się tym wpisem z Wami podzielić, żeby pokazać jak moja wymiana przypomniała mi, że proces nauczania choć trudny, potrafi sprawiać przyjemność!


Uniwersytet w Reykjaviku mieści się w jednym, nowoczesnym budynku tuż nad brzegiem oceanu. Został otwarty w 1998 roku i składa się z 4 szkół (wydziałów) akademickich: Prawa, Informatyki, Inżynierii oraz Biznesu. Wśród wykładowców znajdziemy wielu doświadczonych pracowników znanych islandzkich przedsiębiorstw. Na zajęciach gościliśmy przedstawicieli dobrze prosperujących islandzkich firm, studium przypadku często opierało się właśnie na ich działaniach.

1. Wybór kursów

Na Uniwersytecie Ekonomicznym mieliśmy odgórnie ustalony sylabus z przedmiotami, jakie miały nas obowiązywać w danym semestrze, przy czym nie korzystaliśmy z USOSa tak popularnego na innych uczelniach, lecz e-dziakanatu oraz Moodle.

Po akceptacji nominacji wystawionej przez UEP, od Uniwersytetu w Reykjaviku otrzymałam listę przedmiotów obowiązujących podczas semestru jesiennego wraz z przypisaną do nich liczbą ECTS. Mogłam samodzielnie wybrać kursy, które interesowały mnie najbardziej, ale przede wszystkim takie, które najwierniej oddawały moją oryginalną ścieżkę studiów. Minimalna liczba ECTS, jaką należało skompletować to 20 punktów, jednak ja zdecydowałam się na pełną pulę 30-stu, żeby jak najmniej „odrabiać” po powrocie.

Semestr zaczęłam już w połowie sierpnia, zajęcia trwały około 12 tygodni, zakończone były egzaminami w połowie listopada. Poza samą sesją egzaminacyjną ocenie podlegał szereg projektów, zaliczeń grupowych oraz egzaminy śród semestralne. Jeden ekspresowy kurs był wyjątkiem od tej reguły – trwał zaledwie 3 tygodnie, ale w dosyć intensywnym tempie – zajęcia odbywały się 4 razy w tygodniu po 4 godziny.

2. Kursy, które wybrałam:

  • Corporate Finance
  • Digital Marketing
  • Branding
  • Leadership
  • International Business (kurs intensywny)

Podstawą kwalifikacji do danego kursu były wymogi przedmiotowe – np. brak możliwości studiowania Digital Marketingu bez uprzedniego zaliczenia Podstaw Marketingu i analogicznie z resztą przedmiotów.

3. Przedmioty obowiązkowe, czyli czemu mam zaliczać coś więcej?

Nie do końca wiem jak ta kwestia wygląda na innych uczelniach, dlatego przybliżę Wam mój przypadek. Przed wyjazdem dostałam informację o przedmiotach obowiązkowych (kierunkowych), które pomimo uzyskania kompletu punktów ECTS zagranicą należy zaliczyć po powrocie – w semestrze zimowym lub letnim. Na trzecim semestrze były to u mnie aż 3 przedmioty – finanse przedsiębiorstw, międzynarodowe transakcje gospodarcze i międzynarodowe stosunki gospodarcze, czyli przedmioty najważniejsze dla całego toku moich studiów. Z racji, ze Finanse zaliczyłam zagranicą i sylabus islandzki zgadzał się z polskim, byłam zwolniona ze zdawania tego przedmiotu.

Zgodnie z zaleceniami mojego dziekanatu dwa kolejne przedmioty przeniosłam na semestr letni. Odpowiedzialność odpowiedniego przygotowania i przyswojenia całego materiału spoczywała wyłącznie na mnie. Byłam zmuszona na własna rękę zaliczać kolokwia i egzaminy bez uczęszczania na zajęcia, bo nie odbywały się w one w semestrze letnim. Takim oto sposobem w tamtym semestrze zamiast 30 punktów zdobyłam ich aż 44. Na szczęście nadwyżkę mogłam rozliczyć na moją korzyść w kolejnym roku akademickim – zostałam zwolniona z dwóch przedmiotów.

4. Jak wyglądają same zajęcia?

Zacznę od tego, że są po prostu przyjemniejsze. Nie istnieje podział na ćwiczenia i wykłady (wyjątkiem były Finanse – odbywały się tam dodatkowe ćwiczenia z liczenia w ramach przygotowania do egzaminu). Zajęcia z danego przedmiotu odbywały się raz w tygodniu, trwały około 3 godzin, w trakcie których mieliśmy sporo przerw na kawę. Nikomu nie przeszkadzało też jedzenie w trakcie. Kończyły się maksymalnie o godzinie 14, więc pozostawało sporo czasu na pracę i podróże – moje zajęcia odbywały się tylko w poniedziałki, wtorki oraz czwartki, więc pracowałam od piątku do niedzieli.

Jednak największym plusem w mojej ocenie jest to, że mamy jednego profesora dla danego przedmiotu, nie sprawdza się obecności, a na finalną ocenę poza egzaminem składa się wiele czynników (eseje, projekty grupowe, case’y). Ostatecznie jednak nie jest możliwe zdanie przedmiotu bez zaliczenia egzaminu na 5 (skala 1-10) i przeważnie liczy się jako 60% oceny końcowej.

Co uświadomił mi taki system?

Studia nie są przymusem i mogą sprawiać mi przyjemność. Wykładowcy traktowali nas jak równych sobie, zwracaliśmy się do siebie po imieniu, co na Islandii jest zwyczajem. Zajęcia prowadzone były w sposób luźny, prowadziliśmy dużo dyskusji, każdy mógł wyrazić swoją opinię, nie obawiając się, że zostanie ona uznana za błędną. Na Brandingu używaliśmy programu BrandPro do pozycjonowania produktów na rynku. Był to rodzaj pięciotygodniowych gry, w której wszystkie drużyny ze sobą rywalizowały, a wynik wliczał się do finalnej oceny.

5. Co zamiast USOSa, e-dziekanatu i Moodle?

Uniwersytet w Reykjaviku w 2017 wprowadził nowy system Canvas, czyli coś ma obecnie dosyć szerokie zastosowanie w świecie uniwersyteckim. Narzędzie jest bardzo przejrzyste, poza tym wszystko znajduje się w jednym miejscu – wszystkie przedmioty, materiały, oceny, kalendarz egzaminów i koniecznych zaliczeń, kontakt z prowadzącymi. Tutaj możecie zobaczyć jak wygląda serwis.

6. Darmowe drukowanie

Czyli coś, co było moim osobistym zbawieniem i pozwoliło oszczędzić sporo pieniędzy. Na początku semestru każdemu studentowi przydzielony został kredyt koncie uniwersyteckim, który mógł wykorzystać do drukowania materiałów na terenie uczelni. W budynku znajdowały się cztery punkty druku. Szczególnie przydało się w przypadku książek dostępnych w formacie .pdf. Często też studencki dzielili się kredytami, dzięki czemu nie trzeba było nic dodatkowo dopłacać.

7. Infrastruktura budynku 

Ciekawostka: Wiem, że zabrzmi to strasznie głupio, ale przy wyborze uczelni partnerskiej poza samym krajem, kierowałam się również wyglądem budynków. Na szczęście budynek położony tuż nad oceanem przekonał mnie na tyle skutecznie, ze postanowiłam przenieść tam swoje życie na prawie pół roku.

Uniwersytet składa się tylko z jednego budynku położonego tuż nad brzegiem oceanu i plażą geotermalną. Jest otwarty 24/7, każdy ze studentów dostaje kod oraz kartę dostępu, dzięki czemu może wejść do budynku po godzinie 20 i uczyć się do późnych godzin nocnych, jeśli zajdzie taka potrzeba.

W podziemiach budynku znajduje się siłownia World Class, stoły do bilardu oraz telewizor wraz z PlayStation. W holu znajdziemy też sklepik spożywczy, księgarnię oraz kawiarnię. Największym atutem była jednak bogato wyposażona stołówka – poza pysznymi obiadami, serwowała śniadania i zdrowe przekąski. Do wyboru była masa pieczywa, makarony i sałatki oraz lodówki pełne jogurtów i kanapek.


Ciekawostki:

  • Wszędzie w budynku można było znaleźć mikrofalówki, dzięki czemu nie musieliśmy jeść zimnego obiadu, który przygotowaliśmy wcześniej w domu.
  • W bibliotece znajdują się kanapy i nikogo nie dziwi fakt, że zmęczeni nauką studenci urządzają sobie małe drzemki.
  • Wiele osób chodzi w skarpetkach! Wyobraźcie sobie, ze macie spędzić kilka godzin w grubych butach zimowych. Każdy tutaj to rozumie i większość osób po prostu ściąga buty i daje stopom odpocząć.

Źródła:

Logo HR
Opłaty za studia HR